D’Andiguier miał słuszność. Ewelina była zanadto uprzedzoną, ale tego nie przypuszczał, że z różnych oznak, które od początku małżeństwa najpierw zbudziły w niej niepokój, a potem wzmogły go do tego stopnia, iż zamienił się w nieukojoną trwogę, w jakiej znajdowała się obecnie, najsilniej oddziałało na nią postępowanie dawnego przyjaciela jej matki względem jej męża. Gdy Stefan odwoził ją po tej przykrej scenie z ulicy de la Chaise na ulicę de Lisbonne i w dalszym ciągu, z naturalnością, która byłaby zwiodła każdą inną osobę, grał rolę, jaką mu poddał d’Andignier, umysł młodej kobiety zaczął pracować nanowo, a ta praca miała ją szybko naprowadzić na drogę prawdy. Raz już zwrócona w tym kierunku, czyż mogła się zatrzymać?
— Nie złożył mi jednak tej przysięgi, której od niego żądałam... — mówiła sobie, na wspomnienie widocznego wzruszenia, jakie ogarnęło d’Andiguier’a