Pod szkłem nad łóżkiem chorego widniał pukiel jasnych włosów i zasuszone listki. Włosy te obcięte były umarłej, a listki pochodziły z krzewu na jej grobie. Obok wisiała duża fotografia willi d’Este. D’Andiguier pokazywał ją często Ewelinie — i fotografię i krzyż, nakreślony jego ręką, a oznaczający okno pokoju, zajętego przez tę, która była jeszcze panną de Montéran, gdy spotkali się po raz pierwszy w 1871 roku. W innem miejscu stała biblioteka oszklona, zawierająca książki, wypożyczane niegdyś pani Duvernay. Ewelina wiedziała o tem, a gdy spojrzała na portrety, umieszczone w ramach ruchomych na kominku, odnajdywała, jak w swoim pokoju, wszędzie matkę, zawsze matkę. Inne wizerunki, jej własne, mówiły dowodnie, jakie miejsce zajmowała i ona w relikwiarzu sercowym starca.
Ta jawność uczucia, które lata spotęgowały, zamiast wyziębić, przejęła, jak już niejednokrotnie, do głębi córkę Antoniny i ze szczególnem wzruszeniem zaczęła się przyglądać rysom chorego, wychudłemu profilowi i zamkniętym oczom. Ślady spustoszenia, dokonanego w nim przez straszne odkrycia, uwidoczniały się wyraźniej śród sennego zaniedbania. Oddech nierówny, wybiegający niekiedy westchnieniem, wykazywał cierpienie nawet śród tego odpoczynku. Jakie cierpienie? Byłożby to wrażenie czysto fizyczne, przejawiające się po przez sen anestetyczny? A może był to objaw mimowolny niepokoju moralnego, którego przyczyną — Ewelina nie wątpiła już o tem, jak nie wątpiła o uczuciu starca dla siebie
Strona:PL P Bourget Widmo.djvu/290
Ta strona została przepisana.