miast włożyć je do szuflady stolika — był to zbytek ostrożności, usprawiedliwiony wprawdzie lekką manją, ale jednak przed kim go schował? dlaczego?... Ewelina znała tak dobrze przyzwyczajenia d’Andiguier’a, iż wiedziała, że trzymał jedynie ludzi, których był absolutnie pewien, a to z powodu olbrzymiej wartości swego muzeum. Wiedziała też, że zbieracz miał u siebie zawsze tylko tyle pieniędzy, ile potrzebował na codzienne wydatki domowe. Jeżeli ukrył w ten sposób klucze, uczynił to, kierowany obawą, która nie miała nie wspólnego z pieniędzmi, znajdującemi się w kasie, ani z dokumentami, natury technicznej, zamkniętemi w szafce renesansowej... Ewelina ścisnęła klucze w dłoni. Zamknęła oczy. Ujrzała nagle w myśli biurko męża w nocy, podczas przygotowań do samobójstwa, a na tem biurku wielką kopertę i napis: „Wielmożny pan Filip d’Andiguier.” Samo odbicie tych liter w pamięci paliło jej źrenice. Otworzyła oczy i, jakby chcąc uchronić się od straszliwej pokusy, która powstała w jej umśle, włożyła zegarek z dewizką pod poduszkę. Chory się nie obudził.
Ewelina zaczęła mu się znów przyglądać i znów uderzyły ją widoczne ślady cierpień moralnych, przez jakie przechodził w ostatnich czasach. Na twarzy nieruchomej widniał wyraz smutku, różniący się tak silnie od pogody, która zazwyczaj uszlachetniała te wybitne rysy, że niepodobna było go nie dostrzedz. Młoda kobieta przypomniała sobie, że widziała ten sam smutek, piętnujący rysy innego oblicza — oblicza
Strona:PL P Bourget Widmo.djvu/292
Ta strona została przepisana.