mi? Odpowiedź na to pytanie zależała wyłącznie do Eweliny.
D’Andiguier sam widywał ją tylko przez kilka minut codziennie, a mówiła z nim jedynie o jego zdrowiu. Troskliwość, jaką położnica okazywała mu śród najgorszych cierpień, jak również i pragnienie, ażeby syn jej nosił imię Filipa, poruszyły najboleśniej drgającą strunę w sercu starca. W niezachwianej tkliwości Eweliny dla starego przyjaciela matki, dopatrywał się dowodu, że poznanie strasznej prawdy nie zniweczyło w niej całkowicie czci dla tej matki. Ten fanatyk miłości czuł jeszcze namiętną potrzebę przemawiania za umarłą u żywej. Nie mógł znieść myśli, że Ewelina będzie sądziła Antoninę. Przeszedłszy przez katusze zazdrości wstecznej, przynosił umarłej przyjaciółce przebaczenie zupełne, bezwzględne, które nietylko usprawiedliwia, ale rozumie, uznaje, darzy współczuciem. Jak jednak powiedzieć żonie Stefana Malclerc’a, która była zarazem córką Antoniny Duvernay, przyczyny tej pobłażliwości, tego niemal spólnictwa myśli? Dla d’Andiguiera małżeństwo Antoniny usprawiedliwiało ją, że szukała szczęścia tam, gdzie je znalazła. Nie mógł, nie powinien bronić Antoniny w ten sposób, a jednakże katuszą byłoby dla niego, gdyby musiał powiedzieć sobie: „Ewelina już jej nie szanuje, nie kocha jej, jak przedtem...”
Ocalić przyszłość tego małżeństwa, przynajmniej to, co było jeszcze w niem możliwe do ocalenia; ocalić wyobrażenie Antoniny w sercu jej córki — w tych
Strona:PL P Bourget Widmo.djvu/301
Ta strona została przepisana.