pierwiastku zazdrości. Suggestya tej siły miłosnej oddziaływała jednak na niego uszlachetniająco. Nie byłby mógł już dzisiaj zrobić, pomyśleć nie takiego, czegoby d’Andiguier nie uznał. Czy starzec zdawał sobie sprawę z tego hołdu, jaki rywal składał wyższym zaletom jego serca? Nie okazywał tego. Natomiast, gdyby Malclerc widział jak d’Andiguier patrzył na niego, w chwilach, kiedy nie zwracał na starca uwagi, przekonałby się, że wierny czciciel Antoniny doznawał zawsze w jego obecności dreszczu odrazy fizycznej. Jednocześnie tajemniczy i nierozerwalny węzeł wspólnej miłości zespalał ich coraz silniej. Odczuli to obaj, i z niemałą siłą, przy końcu drugiego tygodnia, gdy d’Andiguier przybył, jak zazwyczaj na ulicę de Lisbonne o godzinie drugiej, a Malclerc, z wyrazem dręczącego niepokoju na twarzy zatrzymał go i oznajmił mu:
— Dopytywała się już dzisiaj kilka razy o pana... Coś się stało... Zażądała księdza Fronteau. Był zrana...
— Nie jest gorzej? — spytał d’Andiguier — a otrzymawszy odpowiedź uspokajającą, dodał: — Ksiądz Fronteau nie mówił z panem, co?...
— Nie — odparł Malclerc z widoczną przykrością — ale w spojrzeniu jego wyczytałem, że powiedziała mu wszystko...
— Niepodobna — odparł żywo d’Andiguier i twarz jego sposępniała. — Nawet spowiadając się nie była do tego zmuszona. To nie jej tajemnica. Nie, jeśli
Strona:PL P Bourget Widmo.djvu/303
Ta strona została przepisana.