aby mógł dać mi radę... Nie usiłował dowiedzieć się nie więcej, był bardzo dobry...
D’Andiguier ujął drobną dłoń, bezbarwną jak batyst, na którym spoczywała, i przycisnął do niej usta z uczuciem bezbrzeżnej wdzięczności. Podczas tego pocałunku zauważył, że młoda kobieta miała na palcu obrączkę ślubną, ale że rubin pierścionka zaręczynowego nie iskrzył się już obok. Był to symbol tego, co chciała nadal zachować z małżeństwa: obowiązek bez nadziei, przywiązanie bez uniesień. Czy to podobna w jej wieku? Czy to wogóle ludzkie? I, chcąc zbadać do głębi ranę tego serca, aby ją zabliżnić, jeśli to było możliwe, starzec mówił dalej.
— Jeśli pytałaś o radę księdza Fronteau, pewien jestem, że powiedział ci to, co ja chciałem ci powiedzieć, gdy będziesz już miała siłę mnie słucchać. Nie powinnaś syna swego pozbawiać ojca... Ty, która tak dobrze wiedziałaś co znaczy być kochaną, która, będąc dzieckiem, otoczona byłaś tylu staraniami, rozumiesz dobrze, jakie smutki pociągnąłby dla dziecka rozdział domowego ogniska...
— Rozumiem odparła Ewelina — i nie przyznaję sobie prawa narzucenia tej doli memu dziecku.. Wspomnienia, których pan dotyka — dodała — pozostały tutaj — wskazała serce — i pozostaną na zawsze...
— Jeśli takie twoje zapatrywanie — ciągnął dalej d’Andiguier — powinnaś też zrozumieć, że położenie obecne dalej trwać nie może... Dotychczas urządzaliśmy się tak, że ciotka twoja nie domyśla się niczego. Przynajmniej mam tę błogą nadzieję... Nadal
Strona:PL P Bourget Widmo.djvu/305
Ta strona została przepisana.