zraniona tak głęboko, zdobywała się w tej chwili ujawniła się drżeniem, które wstrząsało całą jej postacią, gdy drzwi się otworzyły i wszedł Stefan. Na widok żony takiej bladej, takiej wychudłej i wstrząsanej konwulsyjnem drżeniem, gwałtowne wzruszenie zmieniło wyraz jego twarzy. W oczach odbiła się gorąca a bolesna tkliwość, dwie wielkie łzy stoczyły się z nich na policzki i, nie mówiąc słowa, cofnął się, chcąc odejść. Wobec tej oczywistości żalu występnego męża, źródło miłości wypłynęło świeżą falą w duszy Eweliny, jakkolwiek przekonała się już niejednokrotnie, że te rozczulenia, wynikłe z litości — nie mają nie wspólnego z miłością. Drżącemi rękoma wyjęła śpiące dziecko z kołyski, jakgdyby chciała podać je ojcu. Nie podała go jednak. Ale nie stawiła też oporu, gdy d’Andignier, pochyliwszy się nad nią, wziął z kolei małą istotkę i złożył ją w objęcia Malclerca. Ten dotknął ustami czoła syna i chciał go oddać starcowi, który wszakże cofnął się i popchnął łagodnie ojca do łóżka matki. Zdawało się, że Ewelina się waha. W chwilę później, przymknąwszy oczy, przyjęła dziecko z rąk męża, które dotknęły jej dłoni, a na twarzy mężczyzny odbił się wyraz wdzięczności i miłości, wobec tej przepowie: dni przebaczenia, którego nie miał prawa żądać, ani się spodziewać. Wystarczyło to d’Andiguier’owi, niememu świadkowi tej sceny niemej — dostrzegł w tem możliwość dalszego pożycia wspólnego tych dwojga ludzi, możliwość zbliżenia się, zaczerpnięcia nowych sił przy małej istotce, w której objawiała się zasada
Strona:PL P Bourget Widmo.djvu/309
Ta strona została przepisana.