niebe błękitne ponad gęstwiną ciemnych liści i wodę jeziora fioletową w dali. Widział siebie, idącego naprzód z młodą dziewczyną. Widział jej sylwetkę szczupłą i zwinną, twarz, taką jasną pod cieniem kapelusza, nasuniętego na czoło i chód lekki. Słyszał jej głos, gdy wypytywała o obrazy z jego zbiorów, o ich historyę, o powody, dla których przenosił ten nad inny, o to, co ma oglądać podczas swej podróży, słyszał jak zawołała: „Jaka szkoda, że pan wraca i nie może nam pokazać Florencyi!...” I wznawiało się z całą siłą ówczesne wzruszenie jego, rozkoszne do omdlenia, gdy Antonina w ten sposób przemawiała do niego, pełne śmiertelnej goryczy, gdy naraz, obawiając się widocznie, że powiedziała za dużo, zatrzymała się i zawołała narzeczonego, który szedł za nimi z państwem de Montéran.
I Filip widział znów tęgiego i ociężałego Alberta Duvernay’a, jak zbliżył się do niej z głębi alei, paląc cygaro, wymachując laską, taki brutalnie gminny, że myśl o blizkiem małżeństwie młodej dziewczyny z tym mężczyzną sprawiła mu nieznośny ból fizyczny i że, podobnie jak jej przed kilku dniami, łzy napłynęły mu do oczu... Czyżby je dostrzegła te łzy litości, staczające się nagle po policzkach mężczyzny i wobec tego dowodu zupełnego zrozumienia dramatu zaręczyn, obawiała się, że nie zdoła zapanować już nad wzruszeniem własnem? Czyżby odgadła po za tą litością uczucie tkliwsze, którego zachęcać nie było jej wolno? Bądź co bądź, od tej chwili unikała znów wszelkiej rozmowy osobnej z Filipem, ale tym
Strona:PL P Bourget Widmo.djvu/34
Ta strona została przepisana.