razem przepraszała go niejako, okazując mu niezrównaną słodycz w obejściu, zbliżając się do rodziców, gdy był z nimi, słuchając jego mowy z uwagą, blizką podziwu; i stała się taka czarująca z tą pełną wdzięku powściągliwością, że w wigilię rozstania chęć porozmawiania z nią sam na sam, okazania jej tego, co ze swoich uczuć mógł przed nią zdradzić, stała się u rozkochanego Filipa silniejsza od nieśmiałości, od rozwagi, a nawet od konwenansów.
Moutéran’owie mieli nazajutrz wczesnym rankiem wyjechać do Medyolanu i Wenecyi, a on do Francyi. Filip, spotkawszy Antoninę samą w sali parterowej — odnosiła książki do biblioteki hotelowej — ośmielił się poprosić ją, aby mu poświęciła chwilę czasu. Podeszli do balustrady tarasu i tam oparli się oboje, patrząc na ten sam krajobraz, wobec którego widział ją owego wieczoru, o tej samej godzinie, szlochającą i powiedział jej, zdumiony, że słowa takie z ust jego wychodziły:
— Rozstaniemy się jutro. Znam panią zaledwie od dni kilku... Nie mum prawa przemawiać do pani, jak przyjaciel... Wszelako mój wiek, długie koleżeństwo z ojcem pani, głęboka, pełna szacunku sympatya, jaką mam dla pani, a również i pewna okoliczność, upoważniają mnie do powiedzenia pani, że jesteś w bardzo ważnej chwili życia i do błagania cię, żebyś nie popełniła nie, co się odwołać już nie da, nie zastanowiwszy się dobrze...
— Zastanowiłam się dobrze — przerwała żywo
Strona:PL P Bourget Widmo.djvu/35
Ta strona została przepisana.