mękach małżeństwa. Ów okrzyk, usłyszany niegdyś, przez d’Andiguier’a, owo: „Och! mój Boże! mój Boże!” — które wybiegło na balkon, pozyskało straszliwy komentarz. Rozmowa ta już się nie powtórzyła. Wystarczyła, by przerazić raz jeszcze Filipa namiętnością buntu, do jakiego zdolna była ta kobieta, o obejściu takiem łagodnem, takiem równem; cichemi burzami, które pokrywał spokój tej twarzy. Owego dnia zrodziła się w nim niesłychanie bolesna obawa, którą zwalczał daremnie, Powiedział sobie, że przyjdzie chwila, kiedy, mając takiego męża, obdarzona gorącą wraźliwością, objawiającą się w owych wybuchach, spotka mężczyznę, którego pokocha, a wówczas jaki wpływ powstrzyma tę duszę namiętną?... Chciał widzieć w narodzinach Eweliny, które nastąpiły wkrótce po tej okrutnej rozmowie, rękojmię uspokojenia dla młodej matki, podporę na drodze uczciwości, z której jej zejście byłoby dla niego ciężkim ciosem. Od owej chwili datowała się jego tkliwość dla tego dziecka.
Powinien był nienawidzieć je, jako żywy dowód związku, o którym myśl sama była dla niego i pozostała dotąd takiem udręczeniem. Ale, gdy pochylił się nad kolebką, w której spoczywało to bezsilne ciałko, zrodzone z ciała jego przyjaciółki, jedno uczucie wzięło w nim górę, uczucie nieskończonej wdzięczności dla nowoprzybyłej za dobrodziejstwo moralne, jakiem się stanie, jakiem już była dla tamtej...
Etap drugi: Ewelina zaczęła rosnąć, a wraz z nią w sercu wielbiciela bez nadziei, prawie bez
Strona:PL P Bourget Widmo.djvu/44
Ta strona została przepisana.