gorączkowy zaczął ponownie ogarniać Ewelinę. Wyobrażała sobie obu mężczyzn, stojących oko w oko i przelękła się. Zdjął ją wyrzut sumienia, że wywołała to wyjaśnienie. Już chciała posyłać po dorożkę, jechać do domu, przerwać ich rozmowę. Lecz wnet nasuwało jej się dręczące pytanie: „Co oni sobie mówią? Czy będę wiedziała nareszcie? Ach! Boże miłosierny! Spraw niechaj się dowiem!...” I padała znów na kolana i znów się modliła... Tak minęła godzina, w porywach uniesienia i przygnębienia naprzemian, nadziei i niepokoju; naraz, z zaostrzoną bystrością zmysłów, właściwą w chwilach podobnych, dosłyszała po przez mury turkot powozu, oznajmiający powrót posła. Nie miała tej władzy nad nerwami, jaką posiadał jej stary przyjaciel, gdy ją przyjmował; to też z wyrazem niepokoju, graniczącego z obłędem, rzuciła się ku wchodzącemu.
— I cóż? — krzyknęła — widziałeś się pan z nim? Co panu powiedział?...
I pożerała oczyma tę twarz, tak dobrze znaną, chcące z niej wyczytać prawdę. Serce zamarło jej w piersi — spotkała się ze spojrzeniem martwem, z rysami skamieniałemi, z zaciśniętemi ustami, słowem z twarzą, przyobleczoną w maskę, z po za której niepodobna było czytać nie, prócz świadomości niesłychanej odpowiedzialności w przesileniu niesłychanie doniosłem. Co znaczy ta powaga? Dlaczego d’Andiguier wyszedł wzruszony, mówiący otwarcie, jak ona drżący i rozdraźniony, a wraca jakby zamknięty, jakby spętany? Dlaczego, odpowiadając na jej pyta-
Strona:PL P Bourget Widmo.djvu/82
Ta strona została przepisana.