wości, którą okazywała młoda kobieta nawet w tej chwili, kiedy go darzyła ufnością i uległością, jakiej żądał. Nie próbowała już bowiem badać. Poprawiła zarzutkę, którą osłaniała niekształtność figury i zabierała się do odejścia, mówiąc:
— Będę panu posłuszna. Postaram się być spokojną i nie powracać do tego, co zaszło, skoro pan sądzisz, że tak lepiej... — Ale przed wyjściem nie mogła się powstrzymać od zapytania d’Andiguier’a raz jeszcze, głębokim głosem: — Pan przynajmniej nic nie ukrywa przedemną?... — i powtórzyła: — Nic pan nie ukrywa przedemną? Niech pan pomyśli, że mama nas widzi... — Poczem, ponieważ starzec na te słowa złożył dłonie ruchem istotnej rozpaczy, wnet pożałowała, iż wyraziła zwątpienie. Żałowała, że wywołała obraz zmarłej; wiedziała bowiem dobrze, jaką cześć miał dla niej jej przyjaciel, rzekła tedy: — Jeżeli sprawiłam panu przykrość, przepraszam. Byłeś pan taki dobry, taki lojalny! A pan nie oszukałbyś mnie nigdy... Ale, gdzie ten list, który Stefan do pana napisał, więc go panu nie oddał? Nie pytał pan co zawierał?...
— Zapomniałem o nim zupełnie... — odparł d’Andiguier. — Powiedziałaś, że to była duża koperta. Przypuszczam, iż Stefan zwracał mi jakiś katalog obrazów...
Rumieniec, silniejszy od woli, zabarwił twarz starcu, zdradzając aż nadto jak niespodzianie zaskoczyło go to pytanie. Ewelina miała na ustach pytanie drugie, ale go nie zadała. Odczuła w tej chwili
Strona:PL P Bourget Widmo.djvu/85
Ta strona została przepisana.