Strona:PL P Bourget Zbrodnia miłości.djvu/100

Ta strona została przepisana.

nie jest w stanie zapanować nad swem wzruszeniem. Szybkim ruchem ręki chwyta tkwiący w butonierce młodego barona bukiecik konwalii i paproci i ukrywa zdobycz swą po za stanikiem... Alfred wraca, podnoszą znów kurtynę, sceny następują po scenach, akta po aktach, wreszcie przedstawienie się kończy. Armand odprowadza ją do powozu. Jakżeby chciała, żeby to on usiadł obok niej! Ale nie... odchodzi a ona długo, długo ściga go wzrokiem wśród tłumu. Wreszcie, powóz szybciej się toczyć zaczyna.
— Żegnaj mi jedyny — powiada w myśli, podczas gdy mąż bierze ją za rękę i pyta:
— Czy zdrowszą dziś jesteś, Helenko?
— Było mi lepiej — odpowiada wyrywając rękę — ale teatr znów mnie rozdrażnił. Czuję potrzebę dłuższego spoczynku..... Od tygodnia przeszło nie spałam ani jednej nocy.
Chazel rozumie już, co znaczy ta odpowiedź i smutny zasuwa się w głąb powozu. Oboje milczą. Tymczasem nowy zamiar dojrzewa w umyśle Heleny. Jutro zaraz poprosi męża, by pojechał z nią do znajomego doktora. Wejdzie sama do gabinetu, opowie lekarzowi zmyślone syptomata choroby, a wyszedłszy, powie mężowi, że doktór zalecił jej zupełny spokój i zaniechanie na czas pewien stosunków małżeńskich. Znając dobrze nieśmiałą wstydliwość Alfreda, wie ona, że ten