Strona:PL P Bourget Zbrodnia miłości.djvu/121

Ta strona została przepisana.

nieobecność. Oh! nie! taki człowiek nie umie, nie może umieć kochać!
— Ach! kochaj mnie Armandzie! — szeptała gorączkowo tuląc się do niego, miotana bolesną obawą, że serce kochanka tak mało do niej należy.
— Ależ ja ciebie kocham — odpowiadał młody człowiek, nie rozumiejąc że zaklęcie to jest ostatnim jękiem serca, konającego z rozpaczy. Helena jednak zaczynała pojmować, że każde jego słowo miłosne ma dla niej inne niż dla niego znaczenie; tajemny dramat, którego była nieszczęsną, milczącą bohaterką, przedstawiał się jej oczom w strasznem, złowieszczem świetle. Jak więzień we śnie przez zwycięzców do trupa przykuty, obudziwszy się nazajutrz z przerażeniem spostrzega ohydnego towarzysza — podobnie młode jej serce, pragnące życia, szczęścia, miłości, ujrzało się przykutem do obumarłego, lodowatego, bezwładnego serca, do serca — trupa! Zrozumiała całą ohydę tej prawdy a jednak cofała się przed nią przerażona. Wszystko, co dotąd uważała za prawdę, okazało się fałszem, szukając pełni życia zetknęła się z chłodem grobowym, ale wobec siebie samej przyznać tego nie chciała. Z rozpaczliwym uporem nazywała mrzonką te subtelne spostrzeżenia, za pomocą których zbolałe serce usiłuje przeniknąć najskrytsze