Strona:PL P Bourget Zbrodnia miłości.djvu/129

Ta strona została przepisana.

nem, bo Helena stawała się z dniem każdym smutniejsza, twarz jej nosiła widoczne ślady cierpienia. Niewymowna litość ogarniała Alfreda, gdy patrzył na żonę, siedzącą długie godziny milcząco, nieruchomie, gdy przyglądał się jej bladym i wychudłym policzkom, które tak niedawno krasił rumieniec zdrowia i młodości. Nieraz pytał sam siebie:
— Co jej się stało? Może istotnie zagrożona jest ciężką chorobą, którą tai przedemną, nie chcąc mnie niepokoić...
Wynikiem tych rozmyślań było, że w naiwności i prostocie ducha odważył się uczynić krok, do którego mogłyby doprowadzić go podejrzenia. Postanowił pomówić o niej z doktorem i w kilka dni potem siedział — sam tym razem — w salonie, który zastawiony kosztownemi drobiazgami — według wymagań ostatniej mody, podobnym był do starożytnego muzeum. Z okien rozlegał się widok na okna pałacyku, którego parter zajmował doktór Louvet. Był to jeden z tych uczonych światowców, którzy spędzają cały ranek w szpitalu, przyjmują poobiedzie pacyentów, a jednak znajdują sposób tryskać perłami dowcipu i ożywienia późnym wieczorem w salonie. Chcąc skrócić pięknym pacyentkom długie godziny oczekiwania, doktór upiększył swój salon ozdobami, w których one odnajdywały wykwint i zbytek,