Strona:PL P Bourget Zbrodnia miłości.djvu/130

Ta strona została przepisana.

pozostawiony w domu. Alfred czuł się mimowoli nieswój w tym obszernym pokoju, który ze swemi obiciami rzeźbami, i obrazami wydawał się raczej stosownym na balową salę dygnitarza, niż na miejsce posiedzeń cierpiącej ludzkości. Odetchnął dopiero swobodniej, wchodząc do gabinetu, w którym nie było nic prócz książek — kontrast, zręcznie obmyślany przez doktora Louvet, równie biegłego w sztuce wyzyskiwania efektu, jak w stawianiu dyagnozy. Był to człowiek nizki, blady, młody jeszcze, o jasnych włosach i czarnych dziwnie przenikliwych oczach. Siedział przy stole z głową na ręku opartą, a w tej pozie, w której również wyobrażał go wiszący na ścianie portret pędzla Nittisa, przedstawiał dziwną mieszaninę sprytu i pewności siebie, którą kobietom głównie imponował.
— Jak się ma pani Chazel? — przywitał wchodzącego swobodnym i słodkim głosem.
— Przyszedłem właśnie zasięgnąć rady pana co do niej — odparł Alfred.
— Dlaczegóż nie przyprowadziłeś pan żony?
— Nie mówiłem jej nawet o zamiarze widzenia się z panem — odrzekł Chazel — ale jestem silnie zaniepokojony. Helenka niknie widocznie z dniem każdym, co zresztą musiałeś pan zauważyć, widując ją często ostatniemi czasu...