Strona:PL P Bourget Zbrodnia miłości.djvu/135

Ta strona została przepisana.

Byłoby to niedelikatnie — tłómaczył sobie — jeżeli Helena nic mi nie mówi, widocznie nie chce, abym wiedział, o jej zmartwieniach.
Raz przecie zastał ją tak bladą, tak znękaną, że zdobył się na odwagę powiedzenia:
— Ty cierpisz, Helenko — powiedz mi, co cię boli — wszak nie masz lepszego odemnie przyjaciela?
— Ależ ja nie mam żadnych zmartwień — odparła z udaną obojętnością, tylko oczy jej zamgliły się wilgocią, świadczącą o łzach stłumionych.
Łagodność i pieczołowitość męża dolały nową kroplę do czary goryczy jej serca, stanowiły bolesną sprzeczność z chłodem i niewiarą kochanka, wspomnienie którego stanęło w jej umyśle. Dlaczego i myśl Alfreda spoczęła także w tej chwili na tym samym człowieku? Tylko ona starała się utrwalić w myśli to wspomnienie, on zaś odpędzał je od siebie:
— Helena jest kobietą uczciwą — myślał w duchu — Armand jest człowiekiem honoru. Cóż mnie upoważniać może do posądzania ich o występne zamiary? On chętnie z nią przebywa... wszak sam tego pragnąłem. Ona przywiązała się do niego... cóż w tem złego? Czyż pomiędzy mężczyzną a kobietą nie może istnieć czysta, uczciwa przyjaźń?...