Strona:PL P Bourget Zbrodnia miłości.djvu/138

Ta strona została przepisana.

uwolnionym od konieczności doraźnego działania... Wyszedł z ogrodu przeciwległą bramą, a usprawiedliwiając we własnych oczach swą słabość i brak stanowczości, powtarzał sobie, że tym sposobem najpewniej dowiedzieć się może, jaki plan postępowania przyjąć należy na przyszłość. Jeżeli wieczorem Helena wspomni mu o tym spacerze, widocznie sumienie jej wolnem jest od wszelkich wyrzutów.. Jeżeli nie... Ach! myśląc o tem doznawał zawrotu głowy!...
Zanadto wzburzony, by natychmiast wracać do domu, błąkał się przez kilka godzin po ulicach miasta. Pragnął jaknajśpieszniej zobaczyć żonę a zarazem obawiał się tego spotkania. Przez chwilę chciał zawrócić się, wejść raz jeszcze do ogrodu... Już zapóźno.
Doszedłszy nad brzeg Sekwany, usiadł do jednej z łódek i tu zmieszany z pospólstwem przyglądał się budowie przystani, falom rozbijającym się o łuki mostu, śledził wzrokiem małą, malowaną budkę, wznoszącą się na galarach stojących przy brzegu. Ostry wiatr chłostał go po rozgorączkowanej twarzy. Wysiadł w Auteuil i wolnym krokiem udał się ku domowi, idąc wzdłuż parapetu, który mu się wydał nieskończenie długim. Po raz pierwszy w życiu czuł się tak niespokojnym, tak wzburzonym. Chwilami oddech zamierał mu w piersiach, krople potu wy-