Strona:PL P Bourget Zbrodnia miłości.djvu/148

Ta strona została przepisana.

Wiedział, że zabraknie mu odwagi do wymówienia tych słów przeklętych. Zresztą, do jakiego celu doprowadzić może podobne pytanie? Jeżeli Helena nie kocha Armanda, posądzenie to przykrość jej tylko sprawi i spotęguje dotychczasowy brak harmonii między nimi. Jeśli zaś ona go kocha?... Nie przyzna się do tego. Wszak raz już skłaniała. Z łatwością jej przyjdzie skłamać po raz drugi.
Niezdecydowanie przemogło. Alfred oddalił się powoli od pokoju Heleny i wrócił do swego gabinetu. Uspokoił się chwilowo, jak to zwykle bywa w napadach gwałtownego bólu. Pierwsza po północy wybiła na zegarze.
— Spróbuje zasnąć — pomyślał — jutro rano będę jeszcze miał czas powziąć stanowcze postanowienie.
Poukładał papiery leżące na stoliku, zagasił ogień, tlejący się jeszcze na kominku i zupełnie prawie spokojny położył się do łóżka. Ale w ciemnościach nocnych niepokój szarpał mu serce silniej niż przed chwilą. Zdawało mu się, że widzi przed sobą aleję ogrodu i bezlistne drzew gałęzie, pod sklepieniem których Armand przechadzał się z Heleną. O czem oni rozmawiali?... To znów słyszał wyraźnie dobrze znajomy mu głos, mówiący: