tak straszna zbrodnia, może zdobyć się na taki spokój?
— Nie--myślał w duchu Alfred — gdyby istniała tajemnica w jego stosunku do Heleny, zmięszałby się na mój widok starałby się mnie wybadać...
— Czy moja ranna wizyta nie dziwi cię Armandzie? — zapytał po chwili z właściwą szlachetnym jednostkom nieudolnością ukrywania, które sprawna, że słowa ich bezwiednie niemal stanowią dalszy ciąg najtajniejszych nawet myśli.
— Przypuszczam, że chcesz abym ci wyświadczył jaką drobną przysługę — odrzekł Armand — i gotów jestem... w myśli zaś dodał: „Nie przypuszczałem, aby Alfred był do takiego stopnia naiwnym. Jeżeli pyta, czy nie jestem zdziwionym, oczywista rzecz, iż przypuszcza możliwość zdziwienia z mej strony... jeżeli zamierza zadać mi jakie pytanie, musi ono naturalnie tyczyć się Heleny? A nie chciała wierzyć, kiedy ją ostrzegałem, że Alfred staje się zazdrosnym!... Ha! niema rady, muszę kłamać, oto mój obowiązek ze względu na nią“...
Z zupełną obojętnością smarował masłem sucharek, niezadowolony jednak z konieczności popełnienia kłamstwa, bo pomimo utraty poczucia godności osobistej, zachował on przecież dotąd cześć dla uczucia.
Strona:PL P Bourget Zbrodnia miłości.djvu/155
Ta strona została przepisana.