Strona:PL P Bourget Zbrodnia miłości.djvu/158

Ta strona została przepisana.

ca... Kochałem moje marzenie, ono to pocieszało mnie po wielu przykrościach, jakich doznawnłem od innych kobiet, traktujących mnie pogardliwie... Zobaczywszy Helenkę poraz pierwszy, dostrzegłem w niej podobieństwo do owego wymarzonego ideału... Nie uśmiechaj się ironicznie... Staraj się zrozumieć mnie choć trochę... Pobraliśmy się wreszcie... Z początku widziałem, że Helenka nie jest zupełnie szczęśliwą. Pocieszałem się jednak myślą, że z biegiem czasu wszystko pójdzie dobrze. Ale czas nie przyniósł żadnej zmiany. Ach! nikt się nigdy nie dowie, jak strasznie cierpiałem widząc ją znudzoną, zmęczoną, smutną a nie mogąc nic na to poradzić! Szczególniej odkąd zamieszkaliśmy w Paryżu, smutek jej wzrasta z dniem każdym, malując się wyraźnie na twarzy jej, coraz bledszej, coraz mizerniejszej... Ona cierpi, niknie mi w oczach, a ja czuję się bezsilnym, nie znam nawet powodu jej boleści. Czy ty rozumiesz ile boleć musi człowiek, który widzi jak ukochana przez niego kobieta gaśnie z każdym dniem, z każdą godziną niemal, a nie wie co począć, w jaki sposób usunąć nieznane mu niebezpieczeństwo?
Uniesiony zapałem, wstał i szybkiemi kroki począł przechadzać się po pokoju. W myślach jego panował chaotyczny zamęt, nie