Strona:PL P Bourget Zbrodnia miłości.djvu/16

Ta strona została przepisana.

Przyznaję — mówił dalej pochmurnie — że dopóki mi się nie oddasz, Heleno, zawsze wątpić będę nie o szczerości... wierzę, że pragniesz mnie kochać, ale o prawdziwości twego przywiązania... Jakże często wmawiamy w siebie uczucie, które nie istnieje w rzeczywistości. Ach, gdybyś mnie kochała tak, jak chcesz, jak twierdzisz, czyżbyś mogła sprzeciwiać się mojemu żądaniu? Czyżbyś mi odmawiała tej schadzki, o którą tyle razy napróżno błagałem? Nie! zgodziłabyś się ze względu na mnie i na siebie...
— Armandzie!... — zawołała młoda kobieta. Zamilkła nagle, twarz jej pokryła się szkarłatnym rumieńcem. Podniosła się z ziemi i nie patrząc na swego przyjaciela, chodziła po pokoju z rękoma opartemi na biodrach, jak to zwykle czyniła w chwilach gwałtownego wzruszenia. Odkąd Helena pokochała pana de Querne, odkąd wyznała mu swoje uczucie — wiedziała dobrze, że przyjdzie dzień, w którym będzie zmuszoną pożegnać się z ułudnem marzeniem o czystej, choć zakazanej miłości. Tak, wiedziała dobrze, że musi uledz woli człowieka, któremu oddała swe serce i stać się kochanką tego, któremu powiedziała: „kocham cię“. Wiedziała o tem, a przecież znalazła dotąd siłę bronienia swojej godności — nie przez kokieteryę, nie dla podniecenia odmową namiętnej żądzy Ar-