Strona:PL P Bourget Zbrodnia miłości.djvu/161

Ta strona została przepisana.

przyszedłeś wieczorem, Helena spytała cię: „Jak się pan miewa od wczoraj“? Czy masz śmiałość powtórzyć raz jeszcze, że nic nie ukrywacie przedemną? Ach! dlaczegóż kłamiecie oboje?
— Masz słuszność — odrzekł Armand — należało uwiadomić się o tem natychmiast. Brak zastanowienia nadaje nieraz tajemnicze pozory najniewinniejszym nawet sprawom!...
Wydawał się na pozór zupełnie spokojnym, myśląc w duchu:
— Ocaliłem Helenę...
Postępując konsekwentnie z wrodzoną mu nieufnością zwykł on podczas każdej schadzki umawiać się z kochanką, o sposób uniewinnienia się w razie niespodziewanego odkrycia ich stosunków. Dodał więc głośno:
— Pani Chazel wracała od ubogich, którymi się opiekuje, spotkaliśmy się w ogrodzie i chodziliśmy razem, korzystając z prześlicznej pogody. Pani Chazel prosiła, abym ci nie wspominał o jej wycieczce, ponieważ nie lubisz, aby żona twoja chodziła sama po odległych dzielnicach miasta.
Istotnie, Alfred, wierny; swoim parafiańskim zasadom, mawiał nieraz o różnych niebezpieczeństwach grożących kobiecie w zamieszkałych przez biedaków zaułkach Paryża.
— Możesz się przekonać, czy ja kłamię — mówił dalej pan de Querne — pojedź zaraz