Strona:PL P Bourget Zbrodnia miłości.djvu/162

Ta strona została przepisana.

do domu, rozmów się z zoną, której ja przecież nie będę miał czasu uprzedzić. Zobaczymy, czy usłyszysz od niej tę samą odpowiedź.
— Za kogóż mnie bierzesz? — przerwał Alfred — nie chcę grać roli szpiega, wstydzę się doprawdy za to, co dotąd powiedziałem...Armandzie — dodał po chwili, wyciągając rękę do przyjaciela — zaręcz mi słowem honoru, że Helena ciebie nie kocha, ani ty jej.
— Co słyszę?! — zawołał de Querne — ależ daję ci słowo honoru, że nas nie łączy nic, prócz serdecznej, uczciwej przyjaźni, że żadne słowo miłosnego wyznania nigdy między nami zamienionem nie było. Teraz ja mam prawo zapytać cię: za kogo mnie bierzesz?...
W duchu zaś, gardząc samym sobą za to bezczelne kłamstwo, dodał:
— Do jakiejże podłości kobieta może zmusić mężczyznę!
— W takim razie, przepraszam cię, Armandzie — odrzekł Alfred — miałem was oboje w podejrzeniu. Ach! nie chcę ci ubliżać, nie przypuszczałem nigdy, abyś sprzeniewierzył się zasadom honoru. Nie, za dużo mam dla was szacunku. Ale sądziłem, że mogłeś wzbudzić w niej serdeczne przywiązanie i że pokochałeś ją nawzajem... Ona jest taka śliczna a ty, Armandzie... posiadasz tyle przymiotów, na których mnie zbywa zu-