Strona:PL P Bourget Zbrodnia miłości.djvu/166

Ta strona została przepisana.

— Alfredzie — wyjąkał zmięszany — uspokój się trochę...
— Ależ ja jestem spokojny — zapewniał Alfred — okazałeś mi tyle dobroci, tak cierpliwie wysłuchałeś skarg moich. Niestety! — dodał z boleścią — dlaczegóż nie mogę pomówić z Heleną tak otwarcie jak przed chwilą z tobę mówiłem. Obecność jej onieśmiela mnie, odbiera odwagę!...
— Wytłómacz mi, Alfredzie, dlaczego masz zwyczaj przesadzać każdą drobnostkę? — przerwał Armand, przewidując możliwość oszczędzenia kochance przykrego dla niej zajścia. Czy chcesz, żebym ci powiedział, jakiem jest zdanie moje o pani Chazel? Zdanie to opiera się na wnioskach, wyprowadzonych z tego co od niej słyszałem. Jeżeli chcesz usunąć przyczynę cierpienia twej żony, postaraj się, aby zmieniła sposób życia. Powietrze Paryża, zwyczaje i towarzystwo tutejsze... rozdrażniają nerwy... Trzeba jej oszczędzać wszelkiej przykrości, nie sprzeciwiaj jej się w niczem.
— Masz słuszność — odrzekł Alfred, przypomniawszy sobie, że tę samą przestrogę słyszał już był od doktora.
Zestawienie to uspokoiło go chwilowo.
— Jestem egoistą — dodał — nie widzę nic prócz własnej boleści... Ale ona ma zaufanie do ciebie, Armandzie... Wierzaj, nie