Strona:PL P Bourget Zbrodnia miłości.djvu/178

Ta strona została przepisana.

ła i cieszyła się jak dziecko. Jakże bolesny zawód czeka ją tu nazajutrz!
— No! nie traćmy odwagi! — mówił Armand sam do siebie — za miesiąc niespełna będę już w Londynie, a zanim zdążę tu powrócić, oni wyjadą na wieś dla spędzenia lata. Ta fatalna historya skończy się jeszcze lepiej od innych... Biedny Alfred!... Nigdy nie jest zapóźno dać dowód, że się jest uczciwym człowiekiem...
Tak rozumował Armand a ułomna natura ludzka posiada taką zdolność łudzenia samej siebie, że w tej chwili wierzył on zupełnie w szczerość słów swoich.
Druga po południu biła nazajutrz na miejskim zegarze, gdy Helena wchodziła do mieszkania, w którem dnia poprzedniego mąż jej tyle skarg wylał a kochanek tyle przecierpiał. Skargi te i myśli pogrążyłyby w rozpaczy jej serce, gdyby o nich wiedziała; ale ona jednego tylko była świadomą; radości ujrzenia ukochanego po tak długiej rozłące. Upłynione dwie doby wydały się jej wiekiem całym. Wprawdzie przechodząc koło służącego doznała niemiłego nerwowego wstrząśnienia, chociaż gęsta woalka twarz jej osłaniała, chociaż człowiek ten nigdy prawdopodobnie nie dowie się jej nazwiska. Ale radość ujrzenia Armanda przemogła lekki niepokój. Odkąd utraciła bezwględną wia-