Strona:PL P Bourget Zbrodnia miłości.djvu/180

Ta strona została przepisana.

mand opowiadać jej zaczął szczegóły wczorajszej bytności Alfreda, powtórzył jej treść rozmowy, spowodowanej spotkaniem ich w ogrodzie des Plantes.
— Wyrzucałaś mi tyle razy, że jestem zanadto przezornym. Widzisz sama, czy nie miałem słuszności mówiąc, że Alfred zaczyna być zazdrosnym. Czy nie mówił ci co wieczorem?
— Nic — odparła Helena.
Jakkolwiek objawy rodzącej się zazdrości Alfreda, wykrycie kłamstw przez nią popełnionych mogły podkopać jej spokój i szczęście, ona przecież w tej chwili myślała o jednej tylko kwestyi: w jaki sposób kochanek stanął w obronie jej miłości — ich wspólnej miłości, spytała przeto:
— A ty? cóżeś mu powiedział?
— Pojmujesz, że gdyby tu o mnie tylko chodziło — odrzekł Armand — nie byłbym uciekał się do wykrętów wobec jego szczerości. Prawdę powiedziawszy, obraziłem go, ma on prawo domagać się wszelkiego zadosyćuczynienia, ja zaś, przystając na jego żądanie, doznałbym ulgi niemałej. Ale chodziło tu o ciebie, dla tego też zaręczyłem mu słowem honoru, że pomiędzy tobą a mną nie było nigdy nic, prócz węzłów czystej przyjaźni.