Strona:PL P Bourget Zbrodnia miłości.djvu/195

Ta strona została przepisana.

wemi — brak towarzystwa Armanda był dla niej wprawdzie wielkiem cierpieniem; ale przeciw tej boleści mogła się bronić pogardą, jaką czuła dla nicości serca kochanka, dla nieugiętego egoizmu człowieka, którego istotna wartość wyszła na jaw podczas ostatniej stanowczej, rozmowy. Ale trudno nauczyć serce, by uwierzyło w nikczemność tak gorąco ukochanej istoty! Gdyby Armand rozstał się był z nią szorstko, obojętnie, ale z uznaniem jej miłości dla siebie, nie byłaby tyle cierpiała. Najsroższą męczarnię zadawała jej myśl, że uczucie jej nietylko, że wzajemnością odpłaconem nie było, ale nawet nie uzyskało zrozumienia. Cierpiała jak skazaniec, który pogodził się już z myślą o wyroku śmierci, ale najbardziej boleje nad tem, że w ostatniej życia godzinie nie może zawołać: jestem niewinny! Jakże boleśnie dał jej uczuć, że stosunek ich przynosi ujmę jego honorowi, bo wszak ją poświęcił w imię tego honoru. Ach! gdyby ją kochał naprawdę, byłby zapomniał o swoim honorze tak, jak ona zapomniała o swojej czci niewieściej: ale czyż mógł kochać człowiek, który od pierwszej chwili posądzał ją o kłamstwo? Gdy wchodziła do niego, mówiąc: tylko do ciebie należę — on dodawał w myśli: po panu de Varades! Tyle niezliczonych dowodów jej