Strona:PL P Bourget Zbrodnia miłości.djvu/203

Ta strona została przepisana.

Łzy gwałtem cisnęły mu się do oczu; spojrzał na syna tak, jak samotny wdowiec spogląda na dziecko-sierotę, które po utracie najdroższego skarbu na ziemi nie zdolne rozumować, przeczuwa jednak, odgaduje nieskończony ogrom swego nieszczęścia! Ojciec i syn długo siedzieli w milczeniu, gdy nagle po za drzwiami rozległ się głos Heleny, wydającej rozkazy modniarce:
— Punkt na dziewiątą, proszę się nie spóźnić.
— Mówiła o wykończeniu balowej tualety... zamiast przyjść tu, gdzie jej uśmiech, jej spojrzenie mogły sprowadzić taki promień szczęścia... Alfred zadumał się głęboko nad niezwalczonem nieszczęściem, które dotknęło ich wszystkich: jego, dziecko i ją... ją przedewszystkiem.
— O Boże! co się z nią stało? Co się z nią stało? — powtarzał w duchu Alfred w wiele godzin później, gdy jechali oboje powozem, unoszącym ich ku ulicy du Bac, na której mieszkali Państwo Malhoure.
Helena siedziała zasunięta w głąb powozu: włosy jej przysypane były pudrem, dwie czarne muszki ozdabiały wychudłe, blade jej policzki; piękność jej — podniesiona w tej chwili pudrem, muszkami, oraz wązką czarną obwódką pod oczyma, pałającemi ogniem gorączki — miała w sobie coś niebezpieczne-