Strona:PL P Bourget Zbrodnia miłości.djvu/206

Ta strona została przepisana.

w obronie swego honoru, pokazać dawne listy, wykazać swą niewinność zeznaniem świadków... I po co? Czyżby uwierzył jej choć na chwilę? Pocisk, jadem niesprawiedliwości zatruty, coraz boleśniej zagłębiał się w jej serce; nienawiść swą dla Armanda przelewała na wszystkich mężczyzn; zazdrościła kobietom, umiejącym szydzić z tego nikczemnego gatunku ludzi, wszetecznicom, które przez zdradę odnoszą zwycięztwo w walce z niewiarą. O ileżby wołała być jedną z nich! módz powiedzieć Armandowi, że miała przed nim dziesięciu kochanków i upaść! upaść! shańbić wszystko w sobie i naokoło siebie! ciało i duszę pokalać błotem, którego żadne wody zmyćby nie mogły!...
Powóz toczył się szybko po ulicy a w sercu Heleny huczała burza uczuć, burza powstająca tyle razy co dzień, co noc... bo w przeciągu minionych trzech tygodni sypiała zaledwie dwie godzin na dobę. Fale goryczy zalewały jej serce; myśli te tak szybko krążyły w jej umyśle, że chwilami traciła świadomość o istnieniu świata zewnętrznego, budząc się ze snów bolesnych wtedy tylko, gdy nieunikniona konieczność zniewalała ją do działania. I teraz oto wyraz nieprzytomnego osłupienia malował się w jej oczach, gdy uczuła na swem ramieniu