Strona:PL P Bourget Zbrodnia miłości.djvu/21

Ta strona została przepisana.

przepaść bezdenna. Czyż to, co powiedziała, mogło obrazić Armanda? Przypuszczała, że sprawiła mu przykrość, usuwając się nagłe od niego, ale czyż zadanie powyższego zapytania nie było oddaniem mu się zawczasu, czyż mógł się dziwić, że nie chciała, by dom jej męża był świadkiem tej występnej a rozkosznej chwili?... Powtórzyła więc raz jeszcze z odcieniem bojaźni w głosie:
— A zatem, gdzie się jutro spotkamy?
— U mnie — odpowiedział Armand — mogę pozbyć się służącego na całe poobiedzie.
— O! nie, nie u ciebie! — zawołała żywo Helena. Przed oczyma jej stanęły nagle wszystkie dotąd przez Armanda przyjmowane kobiety, które nowa kochanka znajduje między sobą a mężczyzną jako brzemienne groźbami porównanie, jako przepowiednię zakończenia jej także stosunku, ponieważ zewnętrzne oznaki wszelkiej miłości bywają zawsze jednakowe. Niech się to stanie przynajmniej w innem otoczeniu — dodała w duchu.
— Jeżeli chcesz — zaproponował Armand — poproszę którego z mych przyjaciół o odstąpienie mi mieszkania...
Przeczący ruch głowy był jedyną odpowiedzią Heleny. Przewidywała ona zawczasu, jaką będzie rozmowa dwóch przyjaciół,