gała do bufetu, by szumiącym szampanem orzeźwić biedną głowę, tak skołataną nadmiarem myśli.
W godzinę potem, Helena stała przy bufecie, trzymając w jednej ręce wachlarz, w drugiej zaś kieliszek napoju, który podniecał ją tak rozkosznie; towarzyszący jej mężczyzna, młody lecz niepozornie wyglądający, dumny z zaszczytu prowadzenia jej pod rękę, usiłował zawiązać rozmowę; opowiadał o przedstawieniu nowej komedyi, którą pan de Querne wyśmiewał niegdyś bez litości. Helena odpowiadała, chwaląc ten sam utwór, który niegdyś — na mocy słów kochanka — znajdowała ohydnym. Na sam dźwięk nazwiska aktorów i tytułu sztuki zdawało jej się, że widzi się w loży obok Armanda; ogień gorączki płonął w jej żyłach, gdy nagle po za sobą usłyszała głos, który silnem przejął ją wzruszeniem... głos pana de Varades, człowieka, który wywarł tak złowrogi wpływ na losy jej miłości... głos tego, czyje nazwisko w chwili bezpowrotnego zerwania Armand cisnął jej w twarz jak obelgę. Jakąż okrutną tajemnicą losu młody oficer znajdował się tu, prawie o dwa kroki od niej i rozmawiał, zdając się jej nie widzieć? Gdyby Helena była zdolną zastanowić się spokojnie choć na chwilę, obecność dawnego ucznia ojca Malhoure byłaby
Strona:PL P Bourget Zbrodnia miłości.djvu/212
Ta strona została przepisana.