z jakim witał ją niegdyś w Bourges. Ale Helena nie odpowiedziała jak wówczas poważnym lecz sztywnym ukłonem: spojrzała na niego z zalotnym na ustach uśmiechem, pełnym wdzięku ruchem podała mu dłoń do uścisku i po zamianie zwykłych słów powitania, spytała:
— Czy pan w przejeździe bawi w Paryżu?
— Nie, pani, mieszkam tu od czterech miesięcy, zostałem bowiem mianowany nauczycielem szkoły wojskowej.
— I od czterech miesięcy nie znalazłeś pan czasu na odwiedzenie starych znajomych? — spytała znów Helena z pełnym zalotności wyrzutem.
— Ale pytałem się nieraz o panią... — odrzekł młody człowiek, w duchu zaś dodał:
— Jak ona się zmieniła w Paryżu!...
Całem sercem nienawidził on tej kobiety, względem której postąpił tak nikczemnie, a która wzamian zadała tak srogi cios jego miłości własnej. Napróżno głosił przed ludźmi, że był niegdyś jej kochankiem, napróżno licznemi szczegółami starał się poprzeć swe twierdzenie! czuł, że dopuszcza się kłamstwa... i nie mógł przebaczyć Helenie krzywdy, którą sam jej wyrządził. Ach! gdyby potwarz, rzucona na sławę kobiety wypowiadaną była głośno, gdyby ją ująć, uchwycić można! Ale nie, potwarz ta prze-
Strona:PL P Bourget Zbrodnia miłości.djvu/215
Ta strona została przepisana.