Strona:PL P Bourget Zbrodnia miłości.djvu/220

Ta strona została przepisana.

— Jestem taką, jaką mi się być podoba — odparła.
— Gdyby jej kto w tej chwili zabronił rzucić się w nurty rzeki, to przez szaloną chęć sprzeciwienia się, dla ulżenia rozdrażnionym nerwom byłaby niechybnie pobiegła nad brzeg Sekwany.
Wróciwszy do swego pokoju, czuła się tak nieszczęśliwą, że zapomniała nawet o rozebraniu się. Ranek już świtał, a ona chodziła po pokoju w zmiętym, balowym stroju; działanie wina, oszołomienie tańcem a nadewszystko bezgraniczna rozpacz, miotająca jej sercem od tylu godzin — wprowadziły jej myśli w stan chaotycznego nieładu.
— Tak — powtarzała chwilami — jego to a nie innego wybrać powinnam... tymczasowo — dodawała posuwając do ostateczności obrazy występku, przynoszące nieraz ulgę sercu w czarnych życia godzinach — a kiedy to zrobię, kiedy upadnę w błoto, wtedy... zapomnę może, a potem wszystko... wszystko się skończy...
A kiedy umysł jej wzdragał się przed ohydą tych planów potwornych, wtedy chcąc rozbudzić pragnienie hańby, ku której coś ją ciągnęło nieprzepartą siłą, starała się odtworzyć w myśli postać Armanda, raz jeszcze ujrzeć jego oczy, jego uśmiech pe-