Strona:PL P Bourget Zbrodnia miłości.djvu/222

Ta strona została przepisana.

była za to — o! ślepa naiwności! on tak pisał, bo jej nigdy nie kochał... i czyż mógł kochać kobietę, na której ciężyło takie podejrzenie? Czemże była w jego oczach? Kobietą podobną do wszystkich innych? Jak on śmiał rzucić na nią taką potwarz? A gdyby listów tych użyła jako narzędzie zemsty?... Na tę myśl rana jej serca znów krwią się broczyć poczęła. Ach jakiego... jakiego szukać lekarstwa?... W chwili gdy poraz setny powtarzała w myśli to pytanie, wszedł lokaj z zapytaniem, czy przyjmie pana de Varades.
— Proś do salonu — odrzekła i nagle wspomnienie niesprawiedliwości Armanda doknęło ją jeszcze boleśniej, atak cierpienia powrócił z taką siłą, że nie wiedziała już prawie co czyni.
Poszła do sypialnego pokoju, obmyła twarz wodą, żeby usunąć ślady łez, bo bezwiednie niemal płakała, ilekroć przebiegała myślą każdy szczegół swej niedoli. Po chwili powolnym i chwiejnym krokiem udała się do saloniku.
— Jakiś pan dobry, żeś przyszedł dotrzymać mi towarzystwa! — ozwała się podając rękę młodemu oficerowi.
Rozmyślnie prosiła go, by usiadł na stojącym naprzeciw niej fotelu, tam gdzie pan de Querne zwykle siadywał Ileż kłamstw