Strona:PL P Bourget Zbrodnia miłości.djvu/227

Ta strona została przepisana.

zeń potrafi. Czyż szczerość jej obecna nie będzie rękojmią szczerości słów, niegdyś wyrzeczonych? Jeżeli wyzna błąd dziś popełniony, jakież względy skromności, obłudy lub wyrachowania mogłyby ją skłonić do ukrywania win dawnych. Zawiłe to rozumowanie wydawało jej się tak prostem, tak przekonywającem, że nie wątpiła iż Armand wreszcie pokonanym rostanie. Uwierzy — a ona będzie pomszczoną.
— Jak też on mnie przyjmie? Mniejsza o to. Plunę mu w twarz moją hańbą i upadkiem, obwinię go o rzucenie mnie w błoto.
Zamiar ten przynosił niejaką ulgę schorzałemu jej sercu. W tej chwili nienawidziła Armanda, drżała na myśl, że go nie zastanie, że on ujdzie bezkarnie.
— Śpiesz się — nagliła kilkakrotnie woźnicę.
Czy zdąży na czas? Poznawała najdrobniejsze szczegóły tej drogi, którą tak niedawno przebiegała wesoło, dążąc do niego — po raz ostatni niestety! W oczach jej stanęła żywo, wyraźnie zarysowana, okropna ostatnia rozmowa! Przez cały ciąg tej sceny nie odpowiadała ani słowa. Oburzenie tamowało jej mowę. Wtedy nie byłby jej uwierzył, dziś jednak uwierzyć musi. Wyjawi mu jak ciężkiem było jej życie podczas tylu miesięcy. Każę mu dotknąć pal-