— Uciekam od ciebie — odrzekła z roztargnieniem i wybiegła z pokoju.
Drzwi mieszkania zamknęły się już za odchodzącą. a Armand nie miał odwagi pójść za nią. Stał osłupiały, jak paraliżem tknięty, nie śmiejąc ruszyć się z miejsca. Lodowaty dreszcz przerażenia przebiegł go od stóp do głowy... A jeżeli Helena, rozpaczą obłąkana, wybiegła od niego z zamiarem odebrania sobie życia? Przez chwilę stanęła mu przed oczyma straszliwa halucynacya: ciemne wybrzeże, przezroczysta, ruchoma głębia wody i ciało kobiety pływające na powierzni rzeki. Jak szalony wybiegł z pokoju i w jednej chwili już był na ulicy. Nieopodal od niego szła chodnikiem jakaś kobieta, dążąca w stronę Pól Elizejskich. Dogonił ją. Nie była to Helena.
Doszedł do alei, rojącej się tłumem przechodniów i powozów. Jakże ją znaleźć wśród tłumu? Jak odgadnąć, w którą stronę udała się nieszczęśliwa kobieta?
Drobny deszcz padał. Napróżno kilkakrotnie przywoływał dorożkę, dopiero po za skwerem udało mu się dostać powóz. Rozkazał woźnicy jechać na ulicę de la Rochefoucauld. Przez całą drogę miotał nim niepokój, do szaleństwa niemal dochodzący. Wreszcie znalazł się przed pałacykiem, zamieszkiwanym przez państwa Chazel. Serce młotem biło
Strona:PL P Bourget Zbrodnia miłości.djvu/244
Ta strona została przepisana.