Ta strona została przepisana.
mu w piersiach, gdy pociągnął za sznurek od dzwonka i spytał służącego, czy pani Chazel wróciła. Usłyszawszy twierdzącą odpowiedź lokaja, zachwiał się na nogach; nadmiar wzruszenia zmęczył go moralnie i fizycznie. A jednak natychmiast — bo gra namiętności każę nam potykać się co chwila o tysiączne przeciwności codziennego życia — ogarnął go wstyd, wobec tego człowieka, który stał u drzwi w pełnej pokory postawie. Jakże znieść w tej chwili obecność Heleny a szczególniej Alfreda? Wybąknął słów parę o zapomnianym a koniecznym sprawunku i oświadczył, że wróci wieczorem. Z lżejszem sercem zasunął się w głąb powozu:
— Miłość dla syna ocaliła ją!... — rzekł sam do siebie — przynajmniej nie będę mordercą!