Strona:PL P Bourget Zbrodnia miłości.djvu/27

Ta strona została przepisana.

głosem sumienia, któreby wyrzucało mu oszukiwanie przyjaciela lat dziecinnych, lecz myślą o zdradzie, jaką Helena odpłacała zaufanie i szlachetność tego człowieka. Zaślepieni w swym egoizmie mężczyźni, bywają nieraz tak potwornie naiwnymi i pogardzając kobietą, która ulegnie słabości, zapominają, że sobą raczej pogardzać powinni.
Przez ten czas Alfred Chazel zbliżył się do żony i przyciskając z uczuciem usta do jej ręki: Wynudziłem się uczciwie cały wieczór. Cóż mi dasz za to w nagrodę, Helenko? — zapytał. Ach! jak boleśnie raniła ją serdeczność tego człowieka, który przecież był jej mężem! Jakże pragnęła wywieść go z błędu i zawołać: „Czyż nie widzisz, że kocham innego? Zwróć mi swobodę! Nie mam siły kłamać dłużej“! Ale w przyległym pokoju stało małe, białemi firankami przysłonięte łóżeczko, w którem spoczywał jej synek, jej jedyny, ukochany Henryś. Dlaczegóż wspomnienie tej złotowłosej główki, nie miało siły zawrócić ją z niebezpiecznej drogi, na którą wkraczała, a jednak przeszkadzało jej uledz bezwzględnie nowemu uczuciu? Słuchając męża, widziała dziecię przed sobą. Nie przychodziło jej na myśl pogardzać Armandem, że nakazał jej miłość ku sobie, chociaż była żoną jego przyjaciela. Przeciwnie, czuła głęboką po