Strona:PL P Bourget Zbrodnia miłości.djvu/32

Ta strona została przepisana.

szałem nawet nazwisko... Marades... Tarades... aha! wiem już... de Varades, oficer artyleryi... Całe miasto o tem tylko mówi, literalnie nie wychodzi z ich domu...“ Nieszczęście chciało, że Armand nie mógł się oprzeć pokusie niedowierzania. Nikomu i niczemu nie wierzył bezwzględnie, a jednak dość mu było posłyszeć o czyim upadku, by podejrzenia jego wzmagały się z dniem każdym. Gdyby nie powyższe słowa Lucyana, może wspomnienie dawnej przyjaźni byłoby wzięło górę nad kaprysem ciekawości wtedy, gdy Alfred przyjechał z żoną do Paryża i Armanda w dom swój wprowadził. Teraz jednak powiedział sobie to, czem ludzie umieją usprawiedliwić tyle podłości: „W istocie, trzebaby być głupcem“. Po niejakim czasie Helena zaczęła okazywać chęć przypodobania mu się, którą uważał za właściwą parafiankom egzaltacyę. „Żaden paryżanin nie starał się dotąd o jej „względy“ — myślał w duchu, a oczarowany wdziękiem ruchów młodej kobiety, łagodnym wyrazem jej twarzy, powiewną lecz silną postawą, postanowił dokończyć jej światowego wykształcenia i zawczasu cieszył się nadzieją, że tak piękną kochankę mieć będzie. Ale od wielu, wielu miesięcy marzenia jego napotykały stanowczy opór, który podniecał jego miłość własną. Podwoił przeto usiłowania, czerpiąc