odwagę we wspomnieniu o owym oficerze, który prawdopodobnie nie musiał być jedynym... Z kilku zręcznie rzuconych pytań, dowiedział się od Alfreda, że pan de Varades — jako dawny kolega i towarzysz — bywał istotnie codziennym ich gościem. Odtąd Armand nie powątpiewał już ani na chwilę, że opór Heleny był tylko wyrachowaniem kokieteryi. Podobny pod tym względem do całego rodu męzkiego, rządzącego się odrębnemi zasadami moralności, pan de Querne twierdził, że kokieterya kobiety jest zupełnem usprawiedliwieniem najnikczemniejszych postępków mężczyzny. Usiłowania jego zostały ostatecznie uwieńczone pomyślnym skutkiem. Pani Chazel naznaczyła mu schadzkę na dzień następny. Za dwadzieścia cztery godzin zostanie posiadaczem kochanki piękniejszej od wszystkich, które kiedykolwiek pochlebiały jego miłości własnej. Dla czegóż więc zamiast cieszyć się tą myślą, czuł się tak niewymownie smutnym? Czyżby wyrzucał sobie nieuczciwe postępowanie względem dawnego przyjaciela?
Przyjaciela? Czyż rzeczywiście Alfred był jego przyjacielem? Tak ich nazywał świat, tak się sami wzajemnie nazywali. A jednak ten tylko ma prawo zwać się naszym przyjacielem co nas zna, kogo my również znamy, przed kim nie wahamy się wynurzyć
Strona:PL P Bourget Zbrodnia miłości.djvu/33
Ta strona została przepisana.