Strona:PL P Bourget Zbrodnia miłości.djvu/35

Ta strona została przepisana.

wonią lekarstw, wymieniano uściski i pocałunki lubieżne. Cała niemal młodzież, zamieszkała w zakładzie Vanaboste brała udział w tem życiu rozwięzłem, lub w walce z niem traciła dziewiczość wyobraźni. Niekiedy jednak stosunki czystszej, podniosłejszej natury łączyły studentów. Czytanie Wirgiliusza, dyalogów Platona lub szekspirowskich dramatów, odurzało umysły „literatów“. Będąc w trzeciej klasie, Alfred Chazel otrzymał od jednego z kolegów poemat, którego wiersz początkowy pobudził wszystkich do szalonego śmiechu:

„Alfredzie, blady Alfredzie, rozkoszy moich dni“.

— Podłe, haniebne mrowisko! — zawołał w duchu młody człowiek, przebiegając myślą ohydne, pełne śmiesznostek wspomnienia. Wprawdzie obaj z Alfredem należeli do szczupłego grona tych, którzy się zdołali ustrzedz zarazy, lecz on natomiast, dzieckiem prawie będąc, zaczął szukać towarzystwa płatnych bachantek, w objęciach których nauczył się tajemnicy zaspokajania swych żądz zmysłowych. „I ja miałbym szanować takie wspomnienia młodości“? — myślał Armand — „Czyż mam względem niego jakiekolwiek zobowiązania dlatego, żeśmy razem w więzieniu cierpieli“? Nie, stokroć nie! To nie myśl o Alfredzie przejmo-