Strona:PL P Bourget Zbrodnia miłości.djvu/42

Ta strona została przepisana.

wia wrażenie, zupełnie jakgdyby ktoś, zawinąwszy miliony orzechów w olbrzymie prześcieradło, potrząsał niemi po nad miastem! Obaj z Alfredem spędziliśmy cały ranek na strychu, przyglądając się łunie pożaru, Alfred był smutny, znękany, mnie zaś ogarnęła dzika jakaś wesołość, pod wrażniem której wypowiadałem dziwaczne paradoksy (byłyż to paradoksy?) z powodu wzniosłych teoryi, jakie nam w przeszłym tygodniu wygłaszał profesor filozofii. O ironio losu! przedmiotem jego ostatniej lekcyi była kwestya postępu!
Z gorączkowym pośpiechem składamy rzeczy, zamykamy kufry, gdy nagle jeden z nauczycieli wbiega jak szalony, zamykając drzwi na klucz za sobą. Zdyszany, zziajany powiada, że przejście przez barykady wzbronione, że on sam z wielką trudnością zdołał się przedostać. Usłyszawszy te wiadomość, Vanaboste zbladł jak papier, na którym piszę te słowa, Któryś z uczniów podał projekt, aby powyrzucać na dziedziniec wszystkie materace... w razie wysadzenia w powietrze Panteonu, przynajmniej nie porozbijamy głów o kamienie! Dyrektor, dwóch profesorów i nas czternastu siedzieliśmy tak blizko dwie godziny z sercem obawą miotanem. Alfred i ja usiedliśmy w kącie sali i — o dziwna sprzeczności! — byliśmy zupełnie spokoj-