Strona:PL P Bourget Zbrodnia miłości.djvu/44

Ta strona została przepisana.

zaiskrzone wściekłością oczy dwóch strzelców. Wtem nadbiega porucznik, mały człowieczek w żółtych butach, w kaszkiecie na głowie, z pistoletem w ręku. Vanaboste zamienia z nim słów kilka — jesteśmy ocaleni!
Wszystko to działo się wczoraj. Dzisiaj znów siedzimy nad książką, spokój naszego dziecinnego żywota stanowi rażącą sprzeczność z chaotyczną działalnością tłumu. Przerzucam jakiś podręcznik filozofii spirytualistycznej a przeczytawszy kilka wzniosłych zdań o Bogu, nieśmiertelności duszy, poprawie obyczajów, wolności sumienia — zamykam oczy z uśmiechem pogardy na ustach i widzę przed sobą obraz, jaki ubiegłej nocy przedstawiał plac Panteonu: widzę trupy, ludzi bosych — bo im z nóg skradziono obuwie — z czaszkami potrzaskanemi kolbami żołnierzy; widzę kałuże krwi skrzepłej, łuny pożaru na niebie, widzę tuż koło trupów na chodnikach tych samych strzelców, którzy wczoraj zdobyli dzielnicę, a dziś leżą na słomie, snem zwierzęcego zmęczenia ujęci. Homo homini lupior lupis.

Czerwiec 1873. Dieppe.

Córka przypomina mi zupełnie matkę. Zaczęła zaledwie rok dwunasty a już czuć w niej kobietę, podnieconą widokiem męż-