Strona:PL P Bourget Zbrodnia miłości.djvu/50

Ta strona została przepisana.
Styczeń 1881. Paryż.

Wyznaję, że stałem się bezczelnym, okrutnym egoistą a zewnętrzne oznaki tego egoizmu teraz dopiero razić mnie poczynają, choć poddawałem się im bez skrupułu wtedy, gdy więcej niż dziś wart byłem... bo umiałem jeszcze marzyć o przyszłości. Niekłamane roztrząsania swego wewnętrznego „ja“ sprawia taką ulgę, jak wymioty żółciowe. Sięgam pamięcią w lata dziecinne, chcąc wiernie skreślić dzieje mego charakteru. Wiem, że grzeszę nadmiernie wybujałą wyobraźnią, która zniweczyła we mnie zdolność odczuwania wrażeń, stawiając zawsze jakieś urojone, z góry powzięte uprzedzenie między, mną a rzeczywistością. Żyję ciągle nadzieją, że już, już potrafię upoić się miłością... i zawsze doznaję zawodu. Skutkiem surowego postępowania mego wuja, wyobraźnia moja przerodziła się w nieufność. Od dziecka zawsze obawiałem się wszystkiego i wszystkich. Śmierć rodziców, pozbawiając mię wcześnie troskliwej opieki, przeszkodziła wykorzenieniu tej wady. Pobyt w pensyonacie, czytanie dzieł nowoczesnych pisarzy, skalały myśl moją, zanim jeszcze żyć zacząłem i podały mi w ohydę zasady religii. W piętnastym roku życia bezbożność nęciła mię ku sobie, jak strój modny a elegancki. Wypadki komuny dały mi sposobność po-