Strona:PL P Bourget Zbrodnia miłości.djvu/58

Ta strona została przepisana.

gnie osobnego łoża, osobnego pokoju... Nie chce ona wnosić do swych z kochankiem sam na sam troski i obawy podejrzliwych męża śledzeń, troski i obawy, odbierającej rozkoszy całość i pełnię. Ale Helena nie była zdolną do podobnych wybiegów. Najpiękniejszym rysem jej charakteru był szlachetny zapał serca, który mógł ją narazić na wielkie niebezpieczeństwa, ale chronił ją na zawsze od najnikczemniejszej podłości — od rozmyślnego upadku. W tej oto chwili, gdy siedziała przed kominkiem drżąca, obawą miotana, nie zastanawiała się ona nad następstwami czekającej ją hańby, nie rozumowała, odczuwała tylko. Widok listu Armanda przejmował ją wzruszeniem, które przechodziło jej siły. Nie zwracała prawie uwagi na dziecko, które z głośnym śmiechem zadowolenia bawiło się u jej łóżka. Henryś stanął pomiędzy dwoma krzesłami i suwał je po pokoju, wyobrażając sobie, że jest lokomotywą, która przechodzi przez tunel. Od początku stosunku swego z Armandem, Helena nie mogła patrzeć na dziecko bez uczucia dojmującego smutku, który przypisywała głosowi sumienia, wyrzucającego jej obojętność dla małego, złotowłosego aniołka. Boleść tę potęgowało jeszcze uderzające podobieństwo Henrysia do jej męża. Nawet w zabawach dziecka odbijał się wpływ roz-