Strona:PL P Bourget Zbrodnia miłości.djvu/8

Ta strona została przepisana.

mieć żonę rozsądną i dbającą o przyszłość? Nie żeń się nigdy, Armandzie... Cóż to za wicher!... Tak mi tu dobrze z wami było. Powiedz mi Helenko — mówił dalej opierając się o poręcz fotela, na którym siedziała jego żona — cóż się stanie, jeżeli nie będę na dzisiejszym wieczorze?
— To tylko, że znajdziemy się niegrzecznie względem ludzi wpływowych, od Których doznaliśmy wiele grzeczności przez cały rok naszego pobytu w Paryżu — odrzekła młoda kobieta, opierając o brzeg kominka zgrabne nóżki, obute w lakierowane buciki i pończoszki, których dziki odcień wybornie był zastosowanym do koloru sukni. Ach! gdyby nie ta nieznośna migrena! — dodała po chwili, przykładając palce do skroni. — Proszę cię wytłómacz mnie przed nimi... No, odwagi, mój biedny Alfredzie!...
Podniosła się z miejsca i podała rękę mężowi, który przyciągnął ją do siebie i ucałował serdecznie. Wyraz cierpienia przemknął po twarzy Heleny w chwili, gdy poddawała się tej pieszczocie. Zręczna i wysmukła jej postawa, wyszukana elegancya sukni dzikiego koloru, koronkami przybranej, odbijały uderzająco od niezgrabnych ruchów mężczyzny, którego nazwisko nosiła. Delikatność białej wysuwającej się z pod rękawa ręki, na której połyskiwała złota bransoletka, okrą-