Strona:PL P Bourget Zbrodnia miłości.djvu/84

Ta strona została przepisana.

wczoraj zalecał. Gdy wreszcie znalazła się na ulicy, szła prosto przed siebie, jak lunatyczka, nie wiedząc co się dzieje naokół. Zdawało jej się, że po ubraniu, po chodzie każdy z przechodniów odgaduje dokąd ona dąży. Dotychczasowa egzaltacya ustąpiła miejsca przerażeniu, lecz przerażenie to, wolne od cienia chwiejności, podobneni było do uczucia, jakiego doznawać musi człowiek śmiały, odważny, raz pierwszy w życiu na pojedynek wyzwany. Doszedłszy do placu Św. Trójcy, odważyła się wreszcie skinąć na dorożkę.
— Na ulicę Sztokholmską — rzekła wsiadając.
— Pod który numer? — zapytał woźnica.
— Każę ci stanąć — odrzekła.
W tej chwili wydawało jej się niepodobieństwem wysiąść przed tym właśnie domem, do którego wejść miała.
Gdy dorożka zaczęła się toczyć powoli, leniwie. Helena drżącemi rękoma wiązała na około kapelusza gęstą, podwójnie złożoną woalkę. Mijając dworzec kolejowy, spostrzegła jakiegoś mężczyznę, płacącego dorożkarza... z przerażeniem sięgnęła do kieszeni. Czyżby zapomniała portmonetki? Nie... mia- przy sobie cztery dziesięciofrankowe monety. Tem gorzej, zbyt hojnie zapłaci woźnicę, bo nie będzie przecież czekała na wydanie