I podawszy jej rękę podprowadził ją do małego stoliczka, na którym leżały różne tualetowe przybory.
— Potem będziesz mogła tu poprawić włosy — dodał.
— O! zawstydzasz mnie, Armandzie — wyszeptała Helena zarumieniona i drżąca.
Po chwili poszli razem do sypialnego pokoju. Helena sięgnęła ręką do kieszeni, z której wypadł szyldkretowy grzebyczek, wzięty przez nią bezmyślnie, z przyzwyczajenia. „I tego nawet nie zapomniała“! — pomyślał Armand, poczem czułym prawie głosem zapytał:
— Czy chcesz być moją?.
— Jestem twoją i na zawsze nią pozostanę — odrzekła Helena.
Łagodny półcień panował w pokoju, bo Armand spuścił rolety, zasunął kotarę nad łóżkiem, na które Helena teraz dopiero ośmieliła się spojrzeć po raz pierwszy. Jakże gorąco pragnęła zostać samą na chwilę. Podniosła błagalny wzrok na Armanda, który zaczął rozpinać jej stanik. Już... już miała na ustach słowa „Odejdź ztąd“, ale dostrzegłszy w oczach jego oczekiwany blask szczęścia, radości, poddała się w milczeniu z tą pełną poświęcenia uległością, której mężczyźni nigdy zrozumieć, ocenić nie umieją. Czyż kobieta kochająca, ażeby zdobyć
Strona:PL P Bourget Zbrodnia miłości.djvu/88
Ta strona została przepisana.