„kocham cię“. Dla istot podobną tajemnicą związanych, w najobojętniejszem na pozór słowie kryją się nieprzebrane skarby uczucia. Kościane szydełko migało się szybko w zręcznych paluszkach Heleny, podczas gdy Alfred, w głębokiem pogrążony milczeniu, przebiegał oczyma stronice leżącej przed nim książki... Wróciwszy do domu, Helena doznała bolesnego uczucia, gdy stęskniony Henryś objął jej szyję rączkami a ona na te pieszczoty wzajemnością odpłacić nie śmiała. Przycisnęła tylko dziecię serdecznie do piersi, oparła rumianą jego buzie na swojej twarzy i wtedy... o wtedy poczuła, że kocha go nie mniej, lecz stokroć więcej niż dotąd... Różnorodność doznanych wzruszeń pozostawiła ślady na jej obliczu, które zaróżowione zazwyczaj, dziś pokryte było niezwykłą bladością. Wyraz znużenia malował się w jej oczach, tęskny uśmiech igrał na jej ustach, jakieś rozkoszne miłosne powiewy, unosiły się naokół jej postaci, czyniąc ją niewymownie czarującą. Tak! piękną była nadwyraz w tej chwili, ale uroku tego samaby się ulękła, gdyby choć raz rzuciła wzrokiem na Alfreda. Ten ostatni nie odrywał od niej oczu, podczas gdy siedziała zamyślona, pochyliwszy nad robotą cudną, zmęczoną twarzyczkę. Lecz zajęcie się robotą było pozornem tylko,
Strona:PL P Bourget Zbrodnia miłości.djvu/93
Ta strona została przepisana.